Hejo :)
Wczoraj nie dałam rady napisać, ale miałam bardzo ciekawe przeżycia :)
Po wczorajszej jeździe mam zakwasy w ramionach i plecach, ciekawe...
Przyjechałam do niego z mamą i ucieszyłam się, bo nikogo nie było (nie wolno mi jeździć na nim kiedy są inne konie na ujeżdżalni). Szybko go wyprowadziłam, wyczyściłam i osiodłam. Kiedy wsiadłam zaczęło się ściemniać, więc nie mam zdjęć.
Stęp i kłus jak zwykle, więc zaczęłam, a raczej próbowałam go wyginać, ale za żadne cuda świata nie mogłam go normalnie skręcić, więc wreszcie miałam już tego dosyć i dosłownie przeciągnęłam go do środka, ujeżdżeniówką pomogłam sobie z przestawieniem zadu. Później zebrałam go i zagalopowałam, długa ściana wszystko spoko, ale na krótkiej zwolnił, więc dałam mu łydkę, a on wybił się z tylnych nóg i ruszył bardzo szybkim galopem. Pierwsze co sobie pomyślałam to "poniósł ?! Ale z niego cham!" xD A później doszło do mnie, że nie wyrobimy się w zakręcie, więc w ostatniej chwili zrobiłam mu tarkę i przeszedł do kłusa. Przez następne 10 minut w kłusie nie pozwalałam mu żeby chociażby przyspieszył i gdy zagalopowałam koń galopował jak zwykle, czyli nisko głowa i wolny galopik ;) po kilku okrążeniach zmieniłam kierunek i od nowa ta sama sytuacja, więc znowu wykończona kłusowałam przez jakiś czas z nim walcząc, a potem galop i znowu koń grzeczny ^^ Nagrodziłam go, wyjechałam z ujeżdżalni i żeby dobrze zakończyć tą jazdę przejechałam się na pastwiska i z powrotem :)
To tyle z wczorajszej wizyty u Malwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz